Nikt mnie w dzieciństwie nigdy nie nauczył oszczędzania pieniędzy. Moi rodzice należeli raczej do ludzi rozrzutnych – często żyli ponad stan, oboje uwielbiali drogie zakupy i podróże, a i mnie rozpieszczali, jak tylko mogli, kupując mi drogie zabawki. Czasami spirala w jaką się wpędzali zakręcała na tyle, że musieli sprzedać zakupione pod wpływem chwili rzeczy, lub podjąć na szybko dodatkową pracę, aby dorobić pieniądze na spłatę długów. Wychowałam się w takim środowisku i takie gospodarowanie pieniędzmi było dla mnie całkowicie normalne. Nie znałam wartości pieniądza jako dziecko i nie wiedziałam, z czym wydawanie pieniędzy się wiąże poza tym, że sprawia wielką przyjemność. Nie miałam pojęcia, jakie zalety ma oszczędzanie. Dopóki na studiach nie poznałam Marleny.
Marlena oszczędzanie miała w małym palcu, można by stwierdzić, że wyssała je z mlekiem matki. Nie była osobą skąpą, wręcz przeciwnie, często dawała pieniądze na różne cele charytatywne. Miała jednak wypracowane odruchy, które pozwoliły jej odłożyć przez czas studiów na tyle, że po trzecim roku dostała kredyt na mieszkanie i zamieszkała ze własnych czterech kątach. Nie mogłam uwierzyć, że to możliwe, żyłam wtedy od pierwszego do pierwszego, a przecież poza pieniędzmi, które dostawałam od rodziców dorabiałam dodatkowo na barze. Poprosiłam Marlenę, żeby wytłumaczyła mi, jak to robi, że tak rozsądnie zarządza pieniędzmi i żeby pomogła mi nauczyć się oszczędzać.
Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałam od niej było jedno słowo – konsekwencja. Miałam spróbować odkładać sto złotych co tydzień, bo tak dostawałam wypłatę w pracy, pieniądze od rodziców przychodziły natomiast zawsze na początku miesiąca. Pod żadnym pozorem nie ruszać odłożonych już pieniędzy. Z początku było to bardzo trudne, bo jak tylko udało mi się coś zaoszczędzić, od razu chciałam wydać te pieniądze na jakieś nieplanowane, bonusowe zakupy. Jednak pod bacznym okiem Marleny udało mi się po miesiącu odłożyć czterysta złotych. To było szokujące – każdego miesiąca miałam wrażenie, że ledwo daję radę do pierwszego, a tu okazało się, że mam paręset złotych w zapasie! Podświadomie zaczęłam stosować pewne praktyki, które pozwoliły mi te pieniądze odłożyć i sama zaczęłam je zauważać. Koleżanka tylko podpowiadała mi, na co zwracać uwagę, bo zależało jej, żebym sama doszła do swoich wniosków.
I tak, zaczęłam dużo mniej jeździć taksówkami i decydowałam się na jazdę tramwajem. Zamiast drogich sklepów spożywczych, które miałam pod oknami mieszkania, szłam kawałek dalej i płaciłam za te same zakupy dwie trzecie ceny, jaką musiałabym zapłacić w mniejszym i droższym sklepie. Zmniejszyłam moje wizyty w drogich fast – foodach o połowę, jednocześnie nauczyłam się gotować naprawdę smaczne, zdrowie i tanie potrawy. A najlepsze w tym wszystkim było to, że wcale nie czułam, aby mój standard życia jakkolwiek się obniżył, lub że odmawiam sobie czegokolwiek. Były to drobne zmiany i nowe nawyki, dzięki którym pieniądze niemal same zaczęły się odkładać.
Po dwóch miesiącach założyłam konto oszczędnościowe gdzie najlepiej jest przelewać swoje odłożone pieniądze, aby mieć pewność, że się ich nie wyda. Uwielbiałam patrzeć, jak co miesiąc przybywa tam paręset złotych. Kiedy skończyłam studia i zaczęłam pracę w zawodzie zorientowałam się, że jestem w stanie odłożyć dużo więcej miesięcznie, tak więc zaczęłam robić, nie roztrwaniając pieniędzy na prawo i lewo.
W przyszłym miesiącu odbieram klucze do mojego własnego, pięknego, nowego mieszkania, bo udało mi się odłożyć na wkład własny i dostałam kredyt. To chyba wystarczający znak – warto oszczędzać pieniądze i warto zacząć już dziś!